W połowie maja miałem okazję spędzić kilka dni we Wrocławiu. N. coachowała na Rails Girls Wrocław, a ja wykorzystałem wolną sobotę, żeby wybrać się w Karkonosze. Jeszcze nigdy wcześniej nie byłem w tamtych okolicach, może poza zimowym pobytem w Pecu pod Śnieżką, prawie 6 lat temu.
Tym razem cel miał być inny – ciekawy trening, zaplanowany na 20-30 kilometrów oraz okazja do zrobienia fajnych zdjęć.
Trasa
Zatrzymałem się w Karpaczu, niedaleko Świątyni Wang (nazwa jak z Chin) i tu rozpoczęła się moja trasa. Od razu okazało się, że ruszyłem w przeciwnym kierunku niż to sobie wcześniej zaplanowałem. Ale jakoś po drodze nie udało mi się namierzyć początku czerwonego szlaku od którego miałem zacząć. Stwierdziłem więc, że to bez znaczenia i ruszyłem.
Na początek miałem długie podejście, aż na grzbiet. Właściwie to było ono najdłuższe, ale wcale nie było nudne. Wymijając Pielgrzymy – wielkie samotne skały – dotarłem na Słonecznik (1416 m). Za plecami, w kierunku północnym rozpościerała się panorama na całą kotlinę.
Później grzbietem, szeroko i łagodnie ruszyłem w kierunku Śnieżki – na wschód. Po drodze podziwiałem fantastyczne widoki, najpierw na Wielki Staw, kawałek dalej ukazał się też Mały Staw, ze schroniskiem PTTK Samotnia. Wszystko wyglądało tak wspaniale, że postanowiłem koniecznie zejść pod schronisko.
Samotnia
Chociaż trudno mi wybierać, bo cały czas bylem pod wrażeniem, to widok na Samotnię był jednym z najpiękniejszych tego dnia. Odpoczywając chwilę nad stawem pod Samotnią, z tego miejsca zrobiłem jeszcze niedługą pętlę, podążając malowniczym niebieskim szlakiem, w dół doliny i potoku Łomnica. To również niezapomniany odcinek!
Na Śnieżkę
Następnym etapem było już wejście na Śnieżkę. Oczywiście musiałem z powrotem wejść na grań -tym razem czarnym szlakiem, tzw. Drogą Śląską. Podejście było długie i trochę męczące ale dało się wytrzymać. Później znów trochę prostej i znalazłem się u podnóża Śnieżki.
Na sam wierzchołek zostało do pokonania jakieś 200 metrów różnicy wysokości. Wspomagając się kijami, pokonałem ten segment w 20 minut… ale z przerwami na zdjęcia. Może będę miał okazję jeszcze tu wrócić i trochę powalczyć o lepszy czas.
Ze Śnieżki w dół, łagodnym traktem zbiegało się fajnie. Później było jeszcze bajeczne, strome zejście czerwonym szlakiem w kierunku Schroniska PTTK Nad Łomniczką. Ten odcinek także obfitował w “achy” i “ochy” z mojej strony. Był też bardzo trudny technicznie i stromy.
Od schroniska aż do Karpacza trakt był łagodny, więc można się było rozpędzić i gnać ile zostało tchu ;-)
Bieganie z lustrzanką
Wziąłem ze sobą lustrzankę, bo chciałem przede wszystkim zrobić fajne zdjęcia. Więc to od razu spycha bieganie na drugi plan. Nie da się sensownie biegać z ciężkim sprzętem. Niestety do plecaka nie Canon nie chciał wejść, a na pasku na szyi cały czas się lekko obijał co po jakimś czasie staje się irytujące. Ostatecznie, w etapach kiedy biegłem, najwygodniej było trzymać aparat po prostu w ręce, owijając chwyt paskiem. To oczywiście nie uwzględnia ryzyka upadku…
Niestety jestem teraz w rozterce z tego powodu, z jednej strony lubię biegać i chciałbym zawsze trochę szybciej i mocniej przejść / przebiec szlaki. Ale z drugiej strony, perspektywa widoków i krajobrazów bardzo składnia mnie do brania sprzętu ze sobą. Spróbuję jeszcze poszukać, może znajdą się jakieś ciekawe lekkie i sprytne pokrowce na aparat, które dałoby się unieruchomić za pomocą pasków.
Sumarycznie
Sudety i Karkonosze to jedno z fajniejszych miejsc jakie ostatnio odwiedziłem. Zrobiłem coś około 25 kilometrów, 1200m przewyższenia, a całość zabrała w sumie 6 godzin. Oby takich miejsc i wycieczek więcej!