Wakacje 2014 spędziliśmy na Maderze. 14 dni odpoczynku, relaksu i spokoju. Przepiękne widoki, niebo, góry i chmury stwarzają tam wspaniałą atmosferę. Nie jest to idealne miejsce na urlop, jeśli ktoś preferuje leżenie na plaży i imprezy, ale może właśnie dlatego Madera bardzo przypadła nam do gustu.
Chciałbym podzielić się kilkoma miejscami, które szczególnie zapadły mi w pamięć.
Ponta do Sol
Na Maderze zatrzymaliśmy się w Ponta do Sol. Jest to mała miejscowość, położona kilkadziesiąt kilometrów na zachód od Funchal. Usytuowana na południowym wybrzeżu, rozciąga się na południowych stokach wzgórz. Wąskie i strome drogi zapewniały mi nie lada atrakcji przy poruszaniu się wynajętym samochodem (co szczerze polecam, bo bardzo ułatwia poruszanie się po wyspie).
Dzięki Airbnb znaleźliśmy ciekawe miejsce na nocleg i miłych gospodarzy. Lokalizacja na farmie bananów okazała się bardzo pozytywnym wyborem. Mogliśmy delektować się wspaniałymi widokami z okna oraz oczywiście bananami.
Ponta do Pargo
Najdalej wysunięte miejsce na zachód to Ponta do Pargo. Trafiliśmy tam już pierwszego dnia naszego pobytu, niedługo przed zachodem słońca. Było dosyć wietrznie, ale widoki rekompensowały wszystko. Malownicze wybrzeże z wysokimi klifami i głębokim błękitem oceanu na długo zostanie mi w pamięci.
Płaskowyż Paul da Serra
Środek wyspy jest płaski. No może nie całkiem, ale na jej sporej, zachodniej części rozpościera się płaskowyż Paul da Serra. To chyba jedyne miejsce (nie licząc fragmentów autostrady na południu) gdzie można pojeździć prostymi drogami ;-). Oczywiście żeby się tam wspiąć (1200 m n.p.m.), trzeba się najpierw sporo nakręcić kierownicą.
Przez płaskowyż przetaczały się chmury, ale często mocno świeciło słońce. Właściwie to na Maderze cały czas pogoda jest dosyć zmienna. I choć o płaskowyżu nasz przewodnik pisał, że jest to miejsce gdzie spada najwięcej deszczu, nam udało się go zwiedzić prawie na sucho.
Porto Moniz
To miasteczko znajduje się na północno zachodnim krańcu wyspy. Nie znaleźliśmy tam specjalnie dużo do zobaczenia. Wulkaniczne wybrzeże, szumiące fale rozbijające się o ostre, czarne skały i spokojne, niewielkie turystyczne miasteczko.
Dużo ciekawiej zapowiadała się przejażdżka na wschód, wzdłuż północnego wybrzeża wyspy. Stara droga jest już niestety zamknięta, więc w dalszą podróż musieliśmy udać się nowo wybudowanym odcinkiem, który wieloma tunelami przecinał strome zbocza.
Piszę “niestety” bo przewodnik opisywał starą drogę jako ekstremalną, “naturalną myjnię” – na wąską i krętą jezdnę spływały kaskady wody z licznych wodospadów usytuowanych na wysokich i pionowych zboczach górujących nad drogą.
Nie mogliśmy się jednak powstrzymać, aby nie rzucić okiem na jej fragmenty. Dzięki temu mogliśmy sobie wyobrazić jak w praktyce mógł wyglądać przejazd tym odcinkiem.
Poza wspaniałymi widokami o których wspomniałem, ta część wyspy nie zatrzymała nas na dłużej. Miasteczka po północnej stronie nie wyglądały na tyle ciekawie, aby zachęcić nas do bardziej intensywnego zwiedzania.
Levada das 25 Fontes
Jednego słonecznego dnia wybraliśmy się na wycieczkę wzdłuż tzw. lewady – kanału wodnego wodnego wybudowanego w celu irygacji obszarów rolniczych. Trasa w obie strony liczy około 8 km i rozciąga się zboczami gór utrzymujących płaskowyż Paul da Serra.
Wędrówka prowadzi zacienioną leśną ścieżką, która wijąc się, delikatnie opada prowadząc nas do lokalizacji tytułowych dwudziestu pięciu wodospadów.
Parking z którego rozpoczyna się wspomniana trasa zlokalizowany jest w północno-zachodniej części płaskowyżu Paul da Serra. Jest to również jedno z piękniejszych miejsc, gdzie można podziwiać wspaniałe widoki na wyspę.
Pico Ruivo
W dniu, w którym wybraliśmy się na najwyższy szczyt Madery, Pico Ruivo (1862 m) pogoda nie była zachęcająca. Chmury spowijały górną część wyspy, w dodatku po drodze padał nawet lekki deszcz. Dlatego nie byliśmy do końca pewni czego się spodziewać, kiedy pięliśmy się samochodem do parkingu znajdującego przy Achada do Teixeira. Ponieważ jest to dosyć wysoko, po drodze minęliśmy granicę chmur.
Wtedy pojawiło się słońce i zaczęła się magia!
Kiedy znajdujesz się wyżej niż chmury, to cały krajobraz zaczyna wyglądać magicznie. Białe połacie chmur, ciągnące się aż po horyzont i spowijające góry znajdujące się u Twojego podnóża. Coś niesamowitego!
Przejście szlakiem zaczęliśmy wczesny wieczorem już po 17:00. Dzięki temu byliśmy chyba jedynymi turystami na szlaku. Trasa prowadząca z parkingu na szczyt jest dosyć prosta i mało wymagająca. Dobrze jednak jest sobie zostawić sporo zapasu jeśli chce się spokojnie delektować widokami. Dodatkowo, dojazd do parkingu zamykają o 21:00! Nam udało się zdążyć na styk. Strażnik dosłownie już czekał przy szlabanie.
Widoki ze szczytu są równie wspaniałe, jak po drodze. Tak jakbyśmy znajdowali się na dachu wyspy. Dookoła sycące oczy kolory skał, błękit nieba, biel chmur i wspaniała atmosfera.
Vereda da Ponta de São Lourenço
Na wschodzie wyspy, na samym jej krańcu odkryć można fantastyczne miejsce: przylądek Ponta de Sao Lourenco. Suche, smagane wiatrem wybrzeże dostarcza niezapomnianych widoków. Kilkukilometrowy szlak spacerowy ciągnie się wzdłuż wysokich klifów i stromych wzgórz. Słońce, wiatr i ocean nadają temu miejscu specyficzny klimat.
Przewodnik opisywał to miejsce jako suche, wyschnięte i takie też było. Zastanawialiśmy się, czy jest tu czasem zielono. W końcu trawa musi kiedyś wyrosnąć. Może na wiosnę? O Maderze mówią, że jest to właśnie wyspa wiecznej wiosny. Ciekawe więc kiedy gości tu na wschodnim zakątku…
Wizualnie powalające widoki to zasługa kolorytu formacji skalnych. Strome klify odsłaniają różnorodne warstwy skał i podłoża, które ostro kontrastują się z błękitami nieba i oceanu.
Mimo, że zdjęcia sugerują suszę jak na pustyni, zdarza się tam i deszcz. Zanim udało nam się przejść ten szlak w fajnych warunkach, dwa razy zrezygnowaliśmy z powodu deszczu.
Porto Santo
Jak wspominałem na samym początku Madera nie jest miejscem do plażowania. Kilka niewielkich kamienisto-żwirowych plaż i zmienna pogoda rzeczywiście nie stwarza ku temu warunków. Wiedzieliśmy o tym od samego początku, jednak na koniec trochę zaczęło odrobinę brakować słońca i piasku. Właśnie dlatego postanowiliśmy wybrać się na Porto Santo.
Ta niewielka wyspa, oddalona o niecałe 50 km i 2,5 godziny rejsu promem zachwyciła nas pogodą i ogromną, ośmiokilometrową (!!!) piaszczystą plażą. Słońce, piasek, plaża, wiatr, szum fal, piasek, słońce, piasek, fale. Tego nie da się łatwo opisać.
Kolejne miejsce, do którego kiedyś wrócę
Madera wywarła na mnie duże wrażenie. Wysokie góry, kręte drogi, ocean, wybrzeże, słońce i specyficzny klimat na długo pozostaną mi w pamięci.